Może
nie jest tak szybko, jak myślałam, ale i tak nieźle poszło. Długość jest
średnia, ale nie miałam pomysłu. Mam
nadzieję, że wam się spodoba.
Miłego czytania.
Miłego czytania.
Otworzył
oczy. W pomieszczeniu panowała zupełna ciemność. Podniósł się na łokciach. Mrużył
oczy by dojrzeć chociaż kontury przedmiotów. Zasłony wysokich oknach były
zaciągnięte, a do środka nie docierało światło księżyca.
Wymacał na stoliku swoją różdżkę.
- Lumos – szepną, a koniec jego różdżki
zatlił się białym światłem.
Rozejrzał
się po sali. Z tego, co udało mu się
zobaczyć był zupełnie sam. Nawet pani Pomfrey udała się do swojej komnaty.
Ostrożnie
wstał z łóżka. Czuł się bardzo słabo. Cały czas przytrzymywał się stolika
nocnego, rozglądając się w poszukiwaniu swoich butów. Ze zdziwieniem
spostrzegł, że nigdzie ich nie ma. Odkrył również, iż ma na sobie jedynie
podkoszulek i bokserki.
Strój
nie przeszkodził mu w opuszczeniu skrzydła szpitalnego. Był pewien, że
pochoruje się od chodzenia boso po kamiennej posadzce, jednak teraz było to nie
ważne. Chciał jak najszybciej odnaleźć
Arrisonę, bo tylko przy niej czuł się bezpiecznie.
Po
ciemku z trudem dotarł do lochów- nie chciał by ktokolwiek go zauważył, dlatego
chował światło jak tylko mógł.
Już
miał wejść do pokoju wspólnego, gdy dostrzegł jakąś lśniącą postać parę metrów
od siebie. Zamarł w bezruch. Mógłby to być buch, ale osoba wyraźnie stąpała po
ziemi, a jej kroki odbijały się echem od ścian.
-
Brawo, Potter – usłyszał znajomy głos, ale nie mógł przypomnieć sobie do kogo
należy.
Albus
głośno wciągnął powietrze. Postać była już
na tyle blisko niego, że rozpoznał w niej Severusa Snape’a. Tego samego
młodzieńca, który przyśnił mu się jakiś czas temu.
-
Udało ci się odkręcić sprawę z Arrisoną, jestem z ciebie dumny – Jego głos był
jakby w głowie chłopaka, nie docierał do jego uszu, lecz bezpośrednio do mózgu.
-
Chcesz mi w czymś jeszcze pomóc? – zapytał Albus, niecierpliwie przestępując z
nogi na nogę, bo czuł już kłujące zimno w całym ciele.
Dopiero
teraz dotarło do niego, że odzyskał głos. Odchrząknął głośno, bolało go gardło.
-
Będę miał na ciebie oko – powiedział Snape, rozpływając się w ciemności.
Albus
dostrzegł, że jego różdżka zgasła. Poczuł się bardzo senny. Nie mógł
przypomnieć sobie zaklęcia… w sumie żadnego zaklęcia.
Osunął
się po ścianie, nie czuł zimna kamiennej posadzki. Po prostu chciał zasnąć.
***
-
Jak się czujesz kochaneczku? – zapytała pani Pomfrey, odsłaniając parawan wokół
łóżka Albusa.
Z
przerażeniem zauważyła, zadziwiający brak pacjenta. Podczas całego okresu jej
pracy tutaj, nigdy nie zgubiła podopiecznego.
Bała
się zgłosić tego pani dyrektor. A co jeśli ta podważy jej kompetencje i
postanowi ją wydalić z pracy?
Z
sercem walącym jak młotem, przeszukała skrzydło szpitalne raz, drugi, a potem
trzeci, ale nigdzie nie znalazła zaginionego Pottera. W przypływie rozpaczy,
spróbowała nawet zaklęcia Accio, ale z marnym skutkiem, bo jak wszystkim
wiadomo, nie działa ono na ludzi.
Ze
łzami w oczach postanowiła udać się do profesor McGonagall.
***
Scorpius
właśnie wychodził na śniadanie, gdy dostrzegł coś dziwnego w ciemnym kącie korytarza.
Ostrożnie ruszył w tamtą stronę.
Ze
zdziwieniem odkrył, że na kamiennej posadzce leż Albus. Miał na sobie jedynie
bokserki i podkoszulkę. Blondyn najpierw zdziwił się, a później przestraszył.
Al mógł leżeć tutaj przez całą noc i na pewno przemarzł.
Scorpius
potrząsnął go za ramię.
-
Albus? – zapytał niepewnie, pochylając się nad przyjacielem.
Chłopak
poruszył się i otworzył oczy. Miał zarumienione policzki i rozczochrane włosy.
Ziewnął i spojrzał na Scorpa ze zdziwieniem.
-
Co chcesz? – zapytał.
Blondyn
wytrzeszczył oczy.
-
Co chcę?!- zdziwił się. – Znalazłem cię śpiącego na korytarzu, w samej
bieliźnie i ty mnie się pytasz co chcę?!
Albus
zdawał się w jednej chwili obudzić. Zerwał się na równe nogi i zachwiał się,
chwytając ściany.
-
Na Merlina – mruknął pod nosem.
Scorpius
rozpiął swoją szatę i okrył nią przyjaciela. Chłopak zmarszczył brwi.
-
Co ty robisz? – zdziwił się, ale nie powstrzymywał blondyna.
-
Po pierwsze, zmarznąłeś, śpiąc na ziemi, po drugie, jesteś półnagi – wyjaśnił,
chwytając go za rękę. – A teraz idziesz ze mną do dormitorium.
Albus
chcąc nie chcąc, dał zaprowadzić się do sypialni. Chłopak mimowolnie szczękał
zębami.
-
Teraz może mi wyjaśnisz, co robiłeś na posadzce? – zapytał blondyn, siadając na
brzegu łóżka.
Al
wzruszył ramionami, nie mógł sobie przypomnieć, po co opuścił skrzydło
szpitalne. Pamiętał tylko młodą twarz Severusa Snape’a.
Scorpius
westchnął, kręcąc głową.
-
Ja idę na śniadanie, a ty masz tu zostać, rozumiesz?
Albus
pokiwał głową i zagrzebał się głębiej w ciepłą pościel.
Blondyn
spojrzał na niego z uśmiechem i wyszedł z pokoju.
***
Arri
właśnie zmierzała do Wielkiej Sali. Była zmęczona i wszystko ją bolało. Nie
mogła spać przez całą noc. Siedziała w oknie i gapiła się w bezgwiezdne niebo. Bardzo martwiła się o Albusa. Chciała
odwiedzić go zaraz po śniadaniu.
-
Panienko Howgan! – ktoś ją wołał.
Dostrzegła
pielęgniarkę, biegnąc przez korytarz. Miała rozwiane włosy i zmartwionym
spojrzeniem. W Arrisonie serce zamarło. Czuła, że stało się coś złego.
-
Panienko Howgan, czy panienka widziała … - pani Pomfrey dyszała głośno – pana
Pottera?
Dziewczyna
głośno wciągnęła powietrze. W jej oczach zaszkliły się łzy, ale starała się je
powstrzymać.
Pokręciła
głową, bo nie była w stanie wydobyć z siebie głosu.
Pielęgniarka przeczesała nerwowo
włosy ręką. Drżała ze zdenerwowania.
-
W-wieczorem, był… był w łóżku. Widziałam go, gdy wychodziłam do swojej sypialni
– głos jej się trząsł. – Rano już g-go nie było… zniknąłłłł- załkała głośno.
Arri
po raz pierwszy widziała, roztrzęsioną panią Pomfrey. Ta kobieta zawsze była
ostoją spokoju, a teraz zapłakana i drżąca, biegała po Hogwarcie w poszukiwaniu
niesfornego ucznia.
-
Cześć, Howgan! – usłyszała za plecami głos Scorpiusa.
Dziewczyna odwróciła się
gwałtownie, o mało co uderzając blondyna. Zachwiała się na nogach, ale Scorp
złapał ja w ostatniej chwili, uśmiechając się szelmowsko.
-
Co się szczerzysz? – zapytała Arri, wyplątując się z jego ramion.
Blondyn
wzruszył ramionami.
-
Mam dobry humor. To zakazane? – uniósł brwi.
Dziewczyna
szybko starła łzy z policzków i poprawiła szatę. Scorpius popatrzył ze
zdziwieniem na pielęgniarkę, jakby po raz pierwszy w życiu ją widział. Zmrużył
oczy i zapytał.
-
Coś się stało?
-
Pan P-potter zniknął – wyszeptał kobieta.
Blondyn
uśmiechnął się szerzej. Pani Pomfrey i Arri popatrzyły się na niego, jak na
idiotę.
-
Al jest w dormitorium – wyjaśnił, rozbawiony całą sytuacją. – Znalazłem go rano
na korytarzu.
Pielęgniarka
odetchnęła z ulgą i pobiegła korytarzem w stronę lochów. Arrisona rzuciła się
na szyję blondynowi i pocałowała go prosto w usta.