sobota, 1 sierpnia 2015

Rozdział 7


         Może nie jest tak szybko, jak myślałam, ale i tak nieźle poszło. Długość jest średnia, ale nie miałam pomysłu.  Mam  nadzieję, że wam się spodoba.
Miłego czytania.

Otworzył oczy. W pomieszczeniu panowała zupełna ciemność. Podniósł się na łokciach. Mrużył oczy by dojrzeć chociaż kontury przedmiotów. Zasłony wysokich oknach były zaciągnięte, a do środka nie docierało światło księżyca.
         Wymacał na stoliku swoją różdżkę.
         - Lumos – szepną, a koniec jego różdżki zatlił się białym światłem.
Rozejrzał się po sali.  Z tego, co udało mu się zobaczyć był zupełnie sam. Nawet pani Pomfrey udała się do swojej komnaty.
Ostrożnie wstał z łóżka. Czuł się bardzo słabo. Cały czas przytrzymywał się stolika nocnego, rozglądając się w poszukiwaniu swoich butów. Ze zdziwieniem spostrzegł, że nigdzie ich nie ma. Odkrył również, iż ma na sobie jedynie podkoszulek i bokserki.
Strój nie przeszkodził mu w opuszczeniu skrzydła szpitalnego. Był pewien, że pochoruje się od chodzenia boso po kamiennej posadzce, jednak teraz było to nie ważne.  Chciał jak najszybciej odnaleźć Arrisonę, bo tylko przy niej czuł się bezpiecznie.
Po ciemku z trudem dotarł do lochów- nie chciał by ktokolwiek go zauważył, dlatego chował światło jak tylko mógł.
Już miał wejść do pokoju wspólnego, gdy dostrzegł jakąś lśniącą postać parę metrów od siebie. Zamarł w bezruch. Mógłby to być buch, ale osoba wyraźnie stąpała po ziemi, a jej kroki odbijały się echem od ścian.
- Brawo, Potter – usłyszał znajomy głos, ale nie mógł przypomnieć sobie do kogo należy.
Albus głośno wciągnął powietrze. Postać była już  na tyle blisko niego, że rozpoznał w niej Severusa Snape’a. Tego samego młodzieńca, który przyśnił mu się jakiś czas temu.
- Udało ci się odkręcić sprawę z Arrisoną, jestem z ciebie dumny – Jego głos był jakby w głowie chłopaka, nie docierał do jego uszu, lecz bezpośrednio do mózgu.
- Chcesz mi w czymś jeszcze pomóc? – zapytał Albus, niecierpliwie przestępując z nogi na nogę, bo czuł już kłujące zimno w całym ciele.
Dopiero teraz dotarło do niego, że odzyskał głos. Odchrząknął głośno, bolało go gardło.
- Będę miał na ciebie oko – powiedział Snape, rozpływając się w ciemności.
Albus dostrzegł, że jego różdżka zgasła. Poczuł się bardzo senny. Nie mógł przypomnieć sobie zaklęcia… w sumie żadnego zaklęcia.
Osunął się po ścianie, nie czuł zimna kamiennej posadzki. Po prostu chciał zasnąć.


***


- Jak się czujesz kochaneczku? – zapytała pani Pomfrey, odsłaniając parawan wokół łóżka Albusa.
Z przerażeniem zauważyła, zadziwiający brak pacjenta. Podczas całego okresu jej pracy tutaj, nigdy nie zgubiła podopiecznego.
Bała się zgłosić tego pani dyrektor. A co jeśli ta podważy jej kompetencje i postanowi ją wydalić z pracy?
Z sercem walącym jak młotem, przeszukała skrzydło szpitalne raz, drugi, a potem trzeci, ale nigdzie nie znalazła zaginionego Pottera. W przypływie rozpaczy, spróbowała nawet zaklęcia Accio, ale z marnym skutkiem, bo jak wszystkim wiadomo, nie działa ono na ludzi.
Ze łzami w oczach postanowiła udać się do profesor McGonagall.


***


Scorpius właśnie wychodził na śniadanie, gdy dostrzegł coś dziwnego w ciemnym kącie korytarza. Ostrożnie ruszył w tamtą stronę.
Ze zdziwieniem odkrył, że na kamiennej posadzce leż Albus. Miał na sobie jedynie bokserki i podkoszulkę. Blondyn najpierw zdziwił się, a później przestraszył. Al mógł leżeć tutaj przez całą noc i na pewno przemarzł.
Scorpius potrząsnął go za ramię.
- Albus? – zapytał niepewnie, pochylając się nad przyjacielem.
Chłopak poruszył się i otworzył oczy. Miał zarumienione policzki i rozczochrane włosy. Ziewnął i spojrzał na Scorpa ze zdziwieniem.
- Co chcesz? – zapytał.
Blondyn wytrzeszczył oczy.
- Co chcę?!- zdziwił się. – Znalazłem cię śpiącego na korytarzu, w samej bieliźnie i ty mnie się pytasz co chcę?!
Albus zdawał się w jednej chwili obudzić. Zerwał się na równe nogi i zachwiał się, chwytając ściany.
- Na Merlina – mruknął pod nosem.
Scorpius rozpiął swoją szatę i okrył nią przyjaciela. Chłopak zmarszczył brwi.
- Co ty robisz? – zdziwił się, ale nie powstrzymywał blondyna.
- Po pierwsze, zmarznąłeś, śpiąc na ziemi, po drugie, jesteś półnagi – wyjaśnił, chwytając go za rękę. – A teraz idziesz ze mną do dormitorium.
Albus chcąc nie chcąc, dał zaprowadzić się do sypialni. Chłopak mimowolnie szczękał zębami.
- Teraz może mi wyjaśnisz, co robiłeś na posadzce? – zapytał blondyn, siadając na brzegu łóżka.
Al wzruszył ramionami, nie mógł sobie przypomnieć, po co opuścił skrzydło szpitalne. Pamiętał tylko młodą twarz Severusa Snape’a.
Scorpius westchnął, kręcąc głową.
- Ja idę na śniadanie, a ty masz tu zostać, rozumiesz?
Albus pokiwał głową i zagrzebał się głębiej w ciepłą pościel.
Blondyn spojrzał na niego z uśmiechem i wyszedł z pokoju.


***


Arri właśnie zmierzała do Wielkiej Sali. Była zmęczona i wszystko ją bolało. Nie mogła spać przez całą noc. Siedziała w oknie i gapiła się w bezgwiezdne  niebo. Bardzo martwiła się o Albusa. Chciała odwiedzić go zaraz po śniadaniu.
- Panienko Howgan! – ktoś ją wołał.
Dostrzegła pielęgniarkę, biegnąc przez korytarz. Miała rozwiane włosy i zmartwionym spojrzeniem. W Arrisonie serce zamarło. Czuła, że stało się coś złego.
- Panienko Howgan, czy panienka widziała … - pani Pomfrey dyszała głośno – pana Pottera?
         Dziewczyna głośno wciągnęła powietrze. W jej oczach zaszkliły się łzy, ale starała się je powstrzymać.
         Pokręciła głową, bo nie była w stanie wydobyć z siebie głosu.
Pielęgniarka przeczesała nerwowo włosy ręką. Drżała ze zdenerwowania.
         - W-wieczorem, był… był w łóżku. Widziałam go, gdy wychodziłam do swojej sypialni – głos jej się trząsł. – Rano już g-go nie było… zniknąłłłł- załkała głośno.
         Arri po raz pierwszy widziała, roztrzęsioną panią Pomfrey. Ta kobieta zawsze była ostoją spokoju, a teraz zapłakana i drżąca, biegała po Hogwarcie w poszukiwaniu niesfornego ucznia.
         - Cześć, Howgan! – usłyszała za plecami głos Scorpiusa.
Dziewczyna odwróciła się gwałtownie, o mało co uderzając blondyna. Zachwiała się na nogach, ale Scorp złapał ja w ostatniej chwili, uśmiechając się szelmowsko.
         - Co się szczerzysz? – zapytała Arri, wyplątując się z jego ramion.
Blondyn wzruszył ramionami.
- Mam dobry humor. To zakazane? – uniósł brwi.
Dziewczyna szybko starła łzy z policzków i poprawiła szatę. Scorpius popatrzył ze zdziwieniem na pielęgniarkę, jakby po raz pierwszy w życiu ją widział. Zmrużył oczy i zapytał.
- Coś się stało?
- Pan P-potter zniknął – wyszeptał kobieta.
Blondyn uśmiechnął się szerzej. Pani Pomfrey i Arri popatrzyły się na niego, jak na idiotę.
- Al jest w dormitorium – wyjaśnił, rozbawiony całą sytuacją. – Znalazłem go rano na korytarzu.
Pielęgniarka odetchnęła z ulgą i pobiegła korytarzem w stronę lochów. Arrisona rzuciła się na szyję blondynowi i pocałowała go prosto w usta.

1 komentarz:

  1. Uuu... Arri... Czekam niecierpliwie na następny :) mam nadzieje ze juz niedlugo bedzie cos miedzy ekhem... I ekhem.... (ty Olu mam nadzieje ze wiesz o kogo mi chodzi;))

    OdpowiedzUsuń