W
końcu wracam. Mam nadzieję, że się n mnie nie gniewacie za tą zwłokę.
Nie wiedziałam jak dokończyć rozdział. Myślę, że tak jest dobrze.
Przekonajcie się sami :)
To był tylko przelotny pocałunek, ale Arri
poczuła ciepło w sercu. Gdy odsunęła się od blondyna. Ten miał na twarzy wyraz
bezgranicznego zakłopotania, a jego policzki były zarumienione. Był to tylko
ulotny stan, bo w jednej chwili wrócił jego idiotyczny uśmiech. Uniósł brwi,
przyglądając się Arri od stóp do głów.
-
No no, Howgan. Nie wiedziałem, że tak dobrze całujesz. Muszę cię jednak
zmartwić, nie jesteś w moim typie – pokręcił głową, a jego jasne włosy wysunęły
się z kucyka związanego na karku.
Arrisona
uderzyła go otwartą dłonią w twarz i pobiegła w tylko sobie znanym kierunku.
Scorpius,
bardziej ze udziwnia niż z bólu, złapała się za policzek. Jeszcze żadna
dziewczyna nigdy go nie uderzyła, mimo tego uśmiechnął się. Wszedł do Wielkiej
Sali, bo to właśnie u jej drzwi rozegrała się ta mała scenka.
***
Albus
drżał z zimna, mimo, że leżał zagrzebany w puchowej pościeli. Próbował zasnąć,
ale sen nie chciała do niego przyjść. Nie miał siły uchylić powiek, więc trwał
między snem, a jawą. Niezdolny do życia. Nie miał pojęcia, jak znalazł się na
tym cholernym, zagrzybionym korytarzu i czego tam w ogóle szukał.
W
jego myślach wciąż pojawiała się twarz Severusa Snape’a z nikłym uśmiechem na
bladych wargach. Czyli z Arri wszystko
będzie ok. – ta myśl pojawiła się znienacka w jego głowie, nie wiedział
skąd. Miał nadzieję, że będzie to prawda.
Wzdrygnął
się, gdy pośród ciszy rozległo się trzaśnięcie. Nie mógł się zmusić do otwarcia
oczu i sprawdzenia, kto zaszczycił go odwiedzinami. Miał nadzieję, że to jeden
z mieszkańców dormitorium, czegoś zapomniał, bo nie był w humorze na
wysłuchiwaniu czyjegoś marudzenia. Niestety mylił się.
-
Panie Potter! – rozległ się zachrypnięty głos. Należał do osoby, której teraz
najbardziej chciał uniknąć. – Proszę nie udawać, że pan śpi. Panie Potter mówię
do pana – pielęgniarka nie dawała za wygraną. W końcu, brutalnie zdarła z niego
kołdrę.
Chłopak
chcąc, nie chcąc, musiał dać jakiś znak życia.
Powoli,
rozchylił jedną powiekę. Spojrzał na panią Pomfrey zmrużonym zielonym okiem.
Kobieta
miała rozczochrane włosy i zaczerwienione oczy. Wyglądała na rozzłoszczoną, ale
mimo to jej głos był spokojny.
-
Panie Potter, czy powie mi pan, co tutaj robi? – zapytała słodko, zbyt słodko.
Albus
poczuł, że jego gardło jest jak papier ścierny. Próbował odchrząknąć.
-
Próbuję spać – wychrypiał, siląc się by nie zabrzmiało to niegrzecznie. Chciał
po prostu troszeczkę spokoju.
Pielęgniarka
się uśmiechnęła.
-
Bardzo zabawne, panie Potter. Wie pan, co ja przez pana przeszłam?! – Już nie
udawała spokoju. – Mogłam zostać zwolniona, bo panu zachciało się spacerować po
nocy!
-
Ja naprawdę chciałbym się przespać – mruknął Albus, a nieznośne pieczenie w
gardle przybrało na sile. – Mogłaby mi pani przynieść szklankę soku
dyniowego? - chłopak zdawała sobie
sprawę, że to było bezczelne, ale nie miał siły się tym przejmować.
Pielęgniarka
otworzyła usta, ale zaraz je zamknęła. Zrezygnowana rzuciła kołdrę na podłogę i
wyszła z dormitorium z wyrazem oburzenia na bladej twarzy.
Drzwi
nie zdążyły się za nią zamknąć, a Albus już pogrążył się we śnie.
****
Już
miał się zabrać za jedzenie, gdy spostrzegł na swoim talerzu małą białą
karteczkę. Podniósł ją zaciekawiony. Papier pachniał lawendą. Znał ten zapach,
ale nie mógł sobie przypomnieć skąd. Chciał przeczytać liścik od razu, ale po
chwili zastanowienia, postanowił nie otwierać go pod czujnym okiem fanek, które
śledziły każdy jego krok.
Rozejrzał
się dookoła stołu gryfonów. Wszyscy byli zajęci śniadaniem. Brakowało jednak
jednej osoby. Tej, którą, James, najbardziej chciał teraz widzieć. Różowowłosa
nie pojawiła się w Wielkiej Sali w czasie trwania posiłku.
Chłopak
był rozkojarzony. Zjadł coś i wyszedł, odprowadzony przez wzrok blond włosych
piękności. Musiał przyznać, że wszystkie były nad wyraz śliczne, ale nic poza
tym. Idealne włosy, idealne twarze, idealne fryzury. Ale wyglądały jak odbite
na ksero, James nie darzył ich żadnym uczuciem. Nie znał nawet ich imion.
One
po prostu były, istniały. Całymi dniami towarzyszyły mu na każdym kroku.
Czasami to było męczące. Nie ważne z iloma z nich skończył w łóżku, żadne nie
była idealna, a może wszystkie były zbyt dobre. James nie chciał kogoś, kto
byłby w niego ślepo zapatrzony, chciał… chciał….
W
jego umyśle pojawił się róż. Chłopak dobrze znał ten odcień. Widywał go dość
często pośród wszechobecnego, tlenionego blondu. Tylko tego koloru wypatrywał
teraz na korytarzy, ale nigdzie go nie dostrzegł.
Postanowił
wrócić do dormitorium, bo potrzebował książek na zaklęcia.
Przepchnął
się przez tłum uczniów spieszących na lekcje, wciąż bacznie wypatrują
jakiegokolwiek śladu różu. Dotarł do dormitorium, o mało co zgnieciony przez
ludzi cisnących się na schodach. W pokoju wspólnym minął kilku uczniów ze
swojego roku, ale nawet się na nich nie obejrzał, chciał znaleźć się jak
najszybciej w sypialni.
Miał
szczęście, w dormitorium nikogo nie było. Usiadł na łóżku, które zaskrzypiało z
oburzeniem. Wyjął z kieszeni małą karteczkę. Nie rozpoznał pisma, ale z
pergaminu wciąż unosił się nikły zapach lawendy. Nagle jego myśli, znów
przybrały różowy kolor. Już wiedział, kto napisał liścik.
Przeczytał
te kilka słów, smakując każde z osobna. ( Gdy każde słowa brzmią jak poezja to
już miłość, prawda? Chyba tak, jednak James nie miał o tym pojęcia)
17.00
dzisiaj
boisko
do Quidditcha.
Liścik
nie był podpisany literami, ale zapach lawendy był wyraźniejszym znakiem niż
imię i nazwisko.
****
Miała
łzy w oczach. Nie ze smutku, bardziej ze złości na samą siebie. Nie mogła
zrozumieć, dlaczego to zrobiła. Skrzywiła się i wytarła usta wierzchem dłoni.
Nadal czuła dotyk miękkich warg blondyna na swoich ustach. Chciała jak
najszybciej wymazać z umysłu wspomnienie tego pocałunku.
Najbardziej
przerażał ją fakt, że to jej się podobało. To był tylko przelotny kontakt.
Szybki pocałunek. Jednak w sercu nadal czuła dziwne ciepło. Próbowała sobie
wmówić, że to dzięki wiadomości, że z Albusem wszystko w porządku. Widziała, że
to nie prawda.
Chciała
porozmawiać z kimś o tym, ale bała się, że Al się o wszystkim dowie.
Siedziała
w najciemniejszym kącie biblioteki i łkała cicho.
****
Howgan
dobrze całuje – pomyślał siadając przy stole. – Albus wiedział, którą wybrać.
Scorpius uśmiechnął się w zamyśleniu. Sięgnął po sok dyniowy, wciąż
rozpamiętując scenę sprzed paru minut.
Był…
zadowolony, ale nic poza tym. Aksamitne usta Arrisony, na jego wargach. Jej
serce bijące szybko obok jego serca. Tylko przez sekundę. To było miłe, ale
tylko to czuł, gdy przypominał sobie pocałunek. Przyjemność…
Pocałunek
jak każdy inny. One zazwyczaj były miłe, ale rzadko czuło się rosnący żar w
sercu. Miłość. Namiętność. Bliskość tej jedynej osoby.
Scorpius
nigdy tego nie doświadczył. (Pewnie zastanawiałeś się – albo nie – czy Malfoy
miał jakąś dziewczynę, owszem miał i to nie jedną. No, jak już to sobie
wyjaśniliśmy to powróćmy do nieszczęsnego blondyna.)
Nikogo
nie darzył uczuciem większym od przyjaźni i był pewnie, że go nigdy nikt nie
darzył miłością. Jakkolwiek to zabrzmi, dziewczyny były dla niego tylko
rozrywką.
Nie
angażował się. Nie czuł takiej potrzeby, nie pociągało go to. Nie kochał i nie
chciał tego uczucia.
Jednak
niedawno coś sobie uświadomił…
Hej ;)
OdpowiedzUsuńPrzeczytałam i interaktywne mogę skomentować. Opowiadanie mi się podoba, bo jest takie inne i takie prawdziwe. Teraz bardzo dużo ludzi jak ma problem to się tnie i jest to bardzo przykre. Nie zdają sobie sprawy że wyrządzają tym sobie wielką krzywdę. Przedstawiłaś Jamesa jako połączenie Jamesa i Syriusza jak dla mnie to super *-* ( sama go takiego widzę). Scorpius jest taki taki nie potrafię znaleźć odpowiedniego słowa ( ale w dobrym znaczeniu). O Albumie kiedy indziej napiszę, bo na razie go ,, odkrywam ".
Pozdrawiam i czekam na następny rozdział ;*
Hej!
OdpowiedzUsuńNa początek coś o całym opowiadaniu. Opowiadanie mnie zachwyciło, ponieważ jest takie realistyczne i pasuje do naszego wieku. Teraz każdy się tnie, pali, pije.
Teraz trochę o rozdziale. Arri i Scor ( tak pozwoliłam sobie nazwać Scorpiusa :D)...ciekawe ... ciekawe. Wparowanie pani Pomfrey genialne! Ubawiłam się trochu nie powiem. James, szykuje się długa historia miłosna. Nie mogę się doczekać następnego rozdziału :*
Pozdrawiam i życzę weny ;*