niedziela, 18 października 2015

Rozdział 8




W końcu wracam. Mam nadzieję, że się n mnie nie gniewacie za tą zwłokę. Nie wiedziałam jak dokończyć rozdział. Myślę, że tak jest dobrze. Przekonajcie się sami :)



 To był tylko przelotny pocałunek, ale Arri poczuła ciepło w sercu. Gdy odsunęła się od blondyna. Ten miał na twarzy wyraz bezgranicznego zakłopotania, a jego policzki były zarumienione. Był to tylko ulotny stan, bo w jednej chwili wrócił jego idiotyczny uśmiech. Uniósł brwi, przyglądając się Arri od stóp do głów.
- No no, Howgan. Nie wiedziałem, że tak dobrze całujesz. Muszę cię jednak zmartwić, nie jesteś w moim typie – pokręcił głową, a jego jasne włosy wysunęły się z kucyka związanego na karku.
Arrisona uderzyła go otwartą dłonią w twarz i pobiegła w tylko sobie znanym kierunku.
Scorpius, bardziej ze udziwnia niż z bólu, złapała się za policzek. Jeszcze żadna dziewczyna nigdy go nie uderzyła, mimo tego uśmiechnął się. Wszedł do Wielkiej Sali, bo to właśnie u jej drzwi rozegrała się ta mała scenka.


***


Albus drżał z zimna, mimo, że leżał zagrzebany w puchowej pościeli. Próbował zasnąć, ale sen nie chciała do niego przyjść. Nie miał siły uchylić powiek, więc trwał między snem, a jawą. Niezdolny do życia. Nie miał pojęcia, jak znalazł się na tym cholernym, zagrzybionym korytarzu i czego tam w ogóle szukał.
W jego myślach wciąż pojawiała się twarz Severusa Snape’a z nikłym uśmiechem na bladych wargach. Czyli z Arri wszystko będzie ok. – ta myśl pojawiła się znienacka w jego głowie, nie wiedział skąd. Miał nadzieję, że będzie to prawda.
Wzdrygnął się, gdy pośród ciszy rozległo się trzaśnięcie. Nie mógł się zmusić do otwarcia oczu i sprawdzenia, kto zaszczycił go odwiedzinami. Miał nadzieję, że to jeden z mieszkańców dormitorium, czegoś zapomniał, bo nie był w humorze na wysłuchiwaniu czyjegoś marudzenia. Niestety mylił się.
- Panie Potter! – rozległ się zachrypnięty głos. Należał do osoby, której teraz najbardziej chciał uniknąć. – Proszę nie udawać, że pan śpi. Panie Potter mówię do pana – pielęgniarka nie dawała za wygraną. W końcu, brutalnie zdarła z niego kołdrę.
Chłopak chcąc, nie chcąc, musiał dać jakiś znak życia.
Powoli, rozchylił jedną powiekę. Spojrzał na panią Pomfrey zmrużonym zielonym okiem.
Kobieta miała rozczochrane włosy i zaczerwienione oczy. Wyglądała na rozzłoszczoną, ale mimo to jej głos był spokojny.
- Panie Potter, czy powie mi pan, co tutaj robi? – zapytała słodko, zbyt słodko.
Albus poczuł, że jego gardło jest jak papier ścierny. Próbował odchrząknąć.
- Próbuję spać – wychrypiał, siląc się by nie zabrzmiało to niegrzecznie. Chciał po prostu troszeczkę spokoju.
Pielęgniarka się uśmiechnęła.
- Bardzo zabawne, panie Potter. Wie pan, co ja przez pana przeszłam?! – Już nie udawała spokoju. – Mogłam zostać zwolniona, bo panu zachciało się spacerować po nocy!
- Ja naprawdę chciałbym się przespać – mruknął Albus, a nieznośne pieczenie w gardle przybrało na sile. – Mogłaby mi pani przynieść szklankę soku dyniowego?  - chłopak zdawała sobie sprawę, że to było bezczelne, ale nie miał siły się tym przejmować.
Pielęgniarka otworzyła usta, ale zaraz je zamknęła. Zrezygnowana rzuciła kołdrę na podłogę i wyszła z dormitorium z wyrazem oburzenia na bladej twarzy.
Drzwi nie zdążyły się za nią zamknąć, a Albus już pogrążył się we śnie.

****

Już miał się zabrać za jedzenie, gdy spostrzegł na swoim talerzu małą białą karteczkę. Podniósł ją zaciekawiony. Papier pachniał lawendą. Znał ten zapach, ale nie mógł sobie przypomnieć skąd. Chciał przeczytać liścik od razu, ale po chwili zastanowienia, postanowił nie otwierać go pod czujnym okiem fanek, które śledziły każdy jego krok.
Rozejrzał się dookoła stołu gryfonów. Wszyscy byli zajęci śniadaniem. Brakowało jednak jednej osoby. Tej, którą, James, najbardziej chciał teraz widzieć. Różowowłosa nie pojawiła się w Wielkiej Sali w czasie trwania posiłku.
Chłopak był rozkojarzony. Zjadł coś i wyszedł, odprowadzony przez wzrok blond włosych piękności. Musiał przyznać, że wszystkie były nad wyraz śliczne, ale nic poza tym. Idealne włosy, idealne twarze, idealne fryzury. Ale wyglądały jak odbite na ksero, James nie darzył ich żadnym uczuciem. Nie znał nawet ich imion.
One po prostu były, istniały. Całymi dniami towarzyszyły mu na każdym kroku. Czasami to było męczące. Nie ważne z iloma z nich skończył w łóżku, żadne nie była idealna, a może wszystkie były zbyt dobre. James nie chciał kogoś, kto byłby w niego ślepo zapatrzony, chciał… chciał….
W jego umyśle pojawił się róż. Chłopak dobrze znał ten odcień. Widywał go dość często pośród wszechobecnego, tlenionego blondu. Tylko tego koloru wypatrywał teraz na korytarzy, ale nigdzie go nie dostrzegł.
Postanowił wrócić do dormitorium, bo potrzebował książek na zaklęcia.
Przepchnął się przez tłum uczniów spieszących na lekcje, wciąż bacznie wypatrują jakiegokolwiek śladu różu. Dotarł do dormitorium, o mało co zgnieciony przez ludzi cisnących się na schodach. W pokoju wspólnym minął kilku uczniów ze swojego roku, ale nawet się na nich nie obejrzał, chciał znaleźć się jak najszybciej w sypialni.
Miał szczęście, w dormitorium nikogo nie było. Usiadł na łóżku, które zaskrzypiało z oburzeniem. Wyjął z kieszeni małą karteczkę. Nie rozpoznał pisma, ale z pergaminu wciąż unosił się nikły zapach lawendy. Nagle jego myśli, znów przybrały różowy kolor. Już wiedział, kto napisał liścik.
Przeczytał te kilka słów, smakując każde z osobna. ( Gdy każde słowa brzmią jak poezja to już miłość, prawda? Chyba tak, jednak James nie miał o tym pojęcia)

17.00
dzisiaj
boisko do Quidditcha.

Liścik nie był podpisany literami, ale zapach lawendy był wyraźniejszym znakiem niż imię i nazwisko.

****

Miała łzy w oczach. Nie ze smutku, bardziej ze złości na samą siebie. Nie mogła zrozumieć, dlaczego to zrobiła. Skrzywiła się i wytarła usta wierzchem dłoni. Nadal czuła dotyk miękkich warg blondyna na swoich ustach. Chciała jak najszybciej wymazać z umysłu wspomnienie tego pocałunku.
Najbardziej przerażał ją fakt, że to jej się podobało. To był tylko przelotny kontakt. Szybki pocałunek. Jednak w sercu nadal czuła dziwne ciepło. Próbowała sobie wmówić, że to dzięki wiadomości, że z Albusem wszystko w porządku. Widziała, że to nie prawda.
Chciała porozmawiać z kimś o tym, ale bała się, że Al się o wszystkim dowie.
Siedziała w najciemniejszym kącie biblioteki i łkała cicho.

****
Howgan dobrze całuje – pomyślał siadając przy stole. – Albus wiedział, którą wybrać. Scorpius uśmiechnął się w zamyśleniu. Sięgnął po sok dyniowy, wciąż rozpamiętując scenę sprzed paru minut.
Był… zadowolony, ale nic poza tym. Aksamitne usta Arrisony, na jego wargach. Jej serce bijące szybko obok jego serca. Tylko przez sekundę. To było miłe, ale tylko to czuł, gdy przypominał sobie pocałunek. Przyjemność…
Pocałunek jak każdy inny. One zazwyczaj były miłe, ale rzadko czuło się rosnący żar w sercu. Miłość. Namiętność. Bliskość tej jedynej osoby.
Scorpius nigdy tego nie doświadczył. (Pewnie zastanawiałeś się – albo nie – czy Malfoy miał jakąś dziewczynę, owszem miał i to nie jedną. No, jak już to sobie wyjaśniliśmy to powróćmy do nieszczęsnego blondyna.)
Nikogo nie darzył uczuciem większym od przyjaźni i był pewnie, że go nigdy nikt nie darzył miłością. Jakkolwiek to zabrzmi, dziewczyny były dla niego tylko rozrywką.
Nie angażował się. Nie czuł takiej potrzeby, nie pociągało go to. Nie kochał i nie chciał tego uczucia.
Jednak niedawno coś sobie uświadomił…

2 komentarze:

  1. Hej ;)
    Przeczytałam i interaktywne mogę skomentować. Opowiadanie mi się podoba, bo jest takie inne i takie prawdziwe. Teraz bardzo dużo ludzi jak ma problem to się tnie i jest to bardzo przykre. Nie zdają sobie sprawy że wyrządzają tym sobie wielką krzywdę. Przedstawiłaś Jamesa jako połączenie Jamesa i Syriusza jak dla mnie to super *-* ( sama go takiego widzę). Scorpius jest taki taki nie potrafię znaleźć odpowiedniego słowa ( ale w dobrym znaczeniu). O Albumie kiedy indziej napiszę, bo na razie go ,, odkrywam ".
    Pozdrawiam i czekam na następny rozdział ;*

    OdpowiedzUsuń
  2. Hej!
    Na początek coś o całym opowiadaniu. Opowiadanie mnie zachwyciło, ponieważ jest takie realistyczne i pasuje do naszego wieku. Teraz każdy się tnie, pali, pije.
    Teraz trochę o rozdziale. Arri i Scor ( tak pozwoliłam sobie nazwać Scorpiusa :D)...ciekawe ... ciekawe. Wparowanie pani Pomfrey genialne! Ubawiłam się trochu nie powiem. James, szykuje się długa historia miłosna. Nie mogę się doczekać następnego rozdziału :*
    Pozdrawiam i życzę weny ;*

    OdpowiedzUsuń