wtorek, 27 października 2015

Rozdział 9



        
No to ten… jest rozdział. Idźcie już czytać!


Przez wszystkie lekcje siedział, jak na szpilkach. Za każdym hałasem, szmerem czy stuknięciem szukał Różowowłosej, ale równocześnie był pewien, że nigdzie jej dziś nie zobaczy, a przynajmniej nie do siedemnastej.
         Cały czas ściskał w kieszeni lawendową karteczkę, która już dawno straciła swój zapach. Ignorował wszystkich, nie ważne czy był to jakiś przypadkowy uczeń, któraś z fanek, czy nauczyciel. Nie miało to znaczenia, on myślał tylko o dziewczynie i małej, białej karteczce, która, co cały czas sprawdzał, spoczywała bezpiecznie na dnie kieszeni szaty.

****

         Obudziło go głośne trzaśnięcie drzwiami. Podniósł się gwałtownie, aż zakręciło mu się w głowie. Otworzył senne oczy. Spostrzegł blondyna z roztargnieniem odgarniającego włosy z twarzy. Był zamyślony i nie zauważył, że Albus się obudził. Chłopak odchrząknął, bo wciąż czuł okropną suchość w gardle.
         - Hej, Scorp – powiedział, najbardziej wesołym głosem, na jaki mógł się w tej chwili zdobyć.
         - Co? – blondyn odwrócił się wyrwany z zamyślenia. – Oh, Al. Wystraszyłeś mnie! – powiedział, spoglądając na niego oskarżycielsko.
Potter nie umiał powstrzymać śmiechu, chociaż zabrzmiał bardziej, jakby się dusił. Rozejrzał się w poszukiwaniu czegoś do picia. Zauważył za szafce nocnej szklankę wypełnioną pomarańczowym płynem. Sięgnął po nią niepewnie. Nie wiadomo, czego można się spodziewać, gdy mieszka się ze Scorpiusem w jednym pokoju. Blondyn przeszukiwał właśnie szafę i nie patrzył na poczynania Albusa. Chłopak powąchał zawartość szklanki.  Na szczęście był to sok dyniowy. Wyglądało na to, że pani Pomfrey go tu przyniosła.
         - Mógłbyś się ubrać – zauważył Scorpius, rzucając na łóżko czarne dżinsy i gruby sweter.
         Albus dopiero teraz zdał sobie sprawę, że siedzi na łóżku w koszulce i bokserkach, a jego kołdra leży tam, gdzie rzuciła ją pielęgniarka. Chłopak uśmiechnął się lekko zakłopotany i zaczął zakładać spodnie. Dawno nie miał ich na sobie, były mu za luźne, przynajmniej o jeden rozmiar. Czy to możliwe, że aż tak schudł? A może to po prostu były spodnie Scorpiusa? Było to, jednak najmniej ważne w tej chwili.
         - Która godzina? – zapytał wkładając sweter.
         Blondyn spojrzał na zegarek.
         - Dochodzi trzecia. Lekcje na dziś już skończone – powiedział siadając na łóżku naprzeciwko Albusa. – Słuchaj… - zaczął, a Potter już wiedział, o co chodzi.
         Pokręcił głową.
         - Proszę, chociaż ty nie zaczynaj – powiedział podciągając kolana do klatki piersiowej.
         Wyglądał teraz na przygnębionego i bezbronnego. Jak zwierze zamknięte w klatce. Oparł czoło o kolana. Łzy napłynęły mu do oczu, ale starał się je tam zatrzymać. Jego serce biło, jak szalone, myślał, że zaraz wyskoczy mu z piersi.
         - Ej stary – powiedział zaniepokojony Scorpius, kładąc mu rękę na ramieniu. – Jeszcze wszystko się ułoży – i w tym momencie zrobił największy błąd.
         Te słowa podziałały na Albusa, jak płachta na byka. Nienawidził, gdy ktoś to mówił, skąd mógł wiedzieć, jak będzie? Chłopak strącił dłoń przyjaciela. Miał dosyć… wszystkiego.
         - Nic nie rozumiesz – powiedział do swoich kolan. Już nie powstrzymywał łez.
         Scorpius nie wiedział, co ma zrobić. Nie znał się na emocjach, sam siebie nie rozumiał, a co dopiero innych. Tak więc siedzieli sami w dormitorium, nie wiedząc, co zrobić.
         Minęło dużo czasu, nim któryś choćby się poruszył. Scorpius przełknął ślinę, westchnął i wstał, aby usiąść koło Albusa. Objął go niepewnie ramieniem, nie wiedział, jak na to zareaguje. Chłopak wydawał się tego nawet nie zauważyć.
         - Pamiętaj, że ja zawsze będę przy tobie – szepnął mu do ucha i wyszedł z dormitorium.

***

         - Rosie, nie wiem, co myśleć – wyznała dziewczyny, ocierając oczy wierzchem dłoni.
         Rudowłosa zmarszczyła brwi. Przestała wpatrywać się w granatową taflę jeziora i usiadła na mokrej trawie na przeciwko Arri.
         - Powiesz mi teraz, co się stało? – zapytała, patrząc w niebieskie włosy koleżanki.
         Arrisona pokręciła głową, ale po chwili odpowiedziała.
         - Pocałowałam Scorpiusa – zakryła usta dłonią, jakby żałowała wypowiedzianych słów.
         Wbiła wzrok w ręce splecione na kolanach. Rose uniosła jej brodę do góry, zmuszając do spojrzenia na nią. Rudowłosa uśmiechnęła się ciepło, mimo, że nie koniecznie było jej do śmiechu.
         - Dlaczego, to zrobiłaś?-  w jej głosie nie było krztyny oskarżenia, ale Howgan poczuła się jak pod ostrzałem.
         Wiedziała, że zdradziła Albusa. To tylko mały pocałunek… ale nie powinna tego robić.
         - Wiem, że nie … - przygryzła wargę, nie wiedziała, co chciała powiedzieć. – Sama nie wiem. Spojrzałam w jego stalowe oczy i tak jakoś… Jak ja mogłam to robić Alowi. – Czuła łzy piekące pod powiekami.
         - Arri nie zadręczaj się, Albus się nigdy o tym nie dowie – chciała ją pocieszyć Rose.
         - Czyli ma go okłamywać?! – zapytała ze złością dziewczyna.
         - Nie okłamywać, ale nie mówić mu prawdy – rudowłosa wiedziała, że to nie jest najlepsze ( nie jest nawet dobre) rozwiązanie, ale nie umiała wymyślić nic innego. Związki nie były jej mocną stronę.
         - Przecież to, to samo! – krzyknęła Arri podrywając się gwałtownie z podłogi.- Ty nic nie rozumiesz! Jak mogłam być taka głupia, przecież ty nigdy nie miałaś chłopaka, nie wiesz jak to jest, jak bardzo serce potrafi bolec!!!
         Rose poczuła się dotknięta tymi słowami.
         - To, że nie puszczam się na prawo i lewo, nie znaczy, że nie umiem kochać! – wykrzyknęła Rose ze złością.
         Arrisona prychnęła i ze łzami w oczach pobiegła w stronę oświetlonych wielkich wrót zamku. Rudowłosa była zła na siebie. Dziewczyna jej ufała i chciała wsparcia…
         - Cholera – mruknęła Rose, kopiąc kępę zżółkłej trawy.

****

Zaczęło padać. Stał pod trybunami. Co chwila spoglądał na zegarek. Tik Tak. Tik Tak. Kolejna sekunda. Jeszcze 58… 57… 56.
Miał mokre włosy. Brązowe kosmyki przykleiły mu się do skroni. Cholerny deszcz – pomyślał sobie. Przez równo godzinę układał włosy, tworząc idealny nieład, a teraz zwisały smutno mokre od deszczu.
Tak! To już teraz. 17.00, ani sekundy mniej, czy więcej.
Pośród deszczu poczuł zapach lawendy. Serce zabiło mu mocniej, wiedział, że za chwilę ją zobaczy.
Różowy. Plama intensywnego koloru, pośród szarości wieczoru. Serce waliło mu tak głośno, iż był pewien, że dziewczyna słyszy je pomimo szumu deszczu.
Oblizał spierzchnięte wargi. Po raz pierwszy denerwował się przed spotkaniem z dziewczyną. Zazwyczaj wystarczyło, że się uśmiechnął lub mrugną, a wszystkie blond lale mdlały na jego widok.
         Ta była jednak inna. Czuł, że musi o nią walczyć. I to najbardziej go w niej pociągało. (No wiecie, facet nie doceni zdobyczy, jeżeli przyjdzie mu zbyt łatwo). Nie wystarczało być, trzeba działać, trzeba do niej podejść, bo sama nie rzuci mu się do stup.
         Zaczął iść do przodu, nie zważając na deszcz, który zdawał się jeszcze wzmóc na sile. Boisko stało się grząskie, buty zapadały mu się w błocie.
         Różowowłosa szła, a raczej sunęła do niego. Wyglądała jakby wcale nie dotykała ziemi. Ona również była mokra, różowe pasma przykleiły jej się do skroni. Dziewczyna ociekała wodą, ale mimo tego uśmiechała się promiennie.
         - Witaj Jamesie Potter – powiedziała, a chłopak uświadomił sobie, że po raz pierwszy słyszy jej głos. Był dość wysoki i melodyjny. Brzmiał on, jak muzyka wygrywana na dzwoneczkach.
         - Cześć – odparł po chwili.
         Różowowłosa się zaśmiała.
         James odzyskał swój normalny sposób bycia, ale krępował się przy niej, bo wiedział, że swoimi zwykłymi zagrywkami jej nie zaimponuje.
         - Jesteś z Gryffindoru – zauważył, wskazując godło na jej szacie.
         Wiele fanek Jamesa pochodziło z innych domów, więc chłopak zdziwił się, że dziewczyna jest Gryfonka. Nigdy wcześniej (czytaj: w poprzednich latach) nie widział jej w pokoju wspólnym, na korytarzy, czy gdziekolwiek indziej, a chyba zapamiętałby tak niecodzienny kolor włosów.
         Dziewczyna spojrzała w dół. Z lewej strony w okolicach piersi widniał wyszyty lew otoczony czerwienią i złotem. Uśmiechnęła się i odgarnęła mokre włosy z twarzy.
         - Ty znasz moje imię, ale ja nie znam twojego. To trochę nie fair, nie uważasz? – powiedział cicho James, przechylając głowę w zamyśleniu.
         Różowowłosa spuściła wzrok.
         - Nie mogę – powiedziała, wpatrując się w swoje ubłocone buty.
         James wyciągnął dłoń i delikatnie odgarnął jej kosmyki z twarzy.
- Dlaczego? – zapytał, zakładając jej różowe pasmo za ucho.
         Musnął opuszkami palców policzek dziewczyny. Miała aksamitną skórę, delikatną jak płatek róży.
         Gryfonka uniosła spojrzenie na twarz chłopaka. Nie uśmiechała się. Bała się wyjawić prawdy, ale również nie chciała okłamywać Jamesa.
         - Przepraszam – westchnęła. – Źle byś o mnie pomyślał. Moja rodzina cieszy się złą sławą, zwłaszcza, w niektórych kręgach. – znów spuściła wzrok.
         Brunet poczuł ucisk w żołądku. Co ukrywała? Kim ona jest? Teraz jeszcze bardziej chciał odkryć jej imię. Pociągały go tajemnice, zwłaszcza te najpilniej strzeżone. Zawsze lubił zagadki.
         - Możesz mówić mi Jean – zaproponowała nieśmiało.
         James kiwnął głową, chociaż wiedział, że nie jest to jej prawdziwe imię. Jego myśli przybrały odcień fioletowo- niebieski z przebłyskami srebra. Była to dziwna mieszanina, ale w niczym nie przypominała ciepłego odcienia różu, jaki towarzyszył rozmyślaniom o dziewczynie. Wiedziała, że na razie nie może liczyć na nic więcej, ale przynajmniej wiedziała jak ma się do niej zwracać.
         Jean wspięła się na palce i pocałowała Jamesa prosto w usta. Czuł bijące od niej ciepło, mimo okropnej pogody. Jego świat rozbłysnął pięknym, malinowym odcieniem różu. Czuł się najszczęśliwszy na świecie.
         W jednej chwili powrócił do szarej rzeczywistości. Dziewczyna zniknęła, jakby rozpłynęła się w powietrzu.
         James został sam pośród deszczu i mroku.







7 komentarzy:

  1. Pierwsza!!! Komentarz za chwilkę ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak to byłą trochę długa chwilka xD. A więc rozdział bardzo emocjonalny ( tak to odebrałam ) i ogólnie mało się działo. Scenka z Scorpusem i Albusem była super, nic dodać, nic ująć. Tak samo bardzo podobała mi się scenka z Rose i Arri. No powiedzmy sobie tutaj wina leży bardziej po stronie Arri. No weź to, że nie miała chłopaka to nie oznacza, że nie potrafi kochać! Rose rozumiem, ale tak i tak myślałam, że pobiegnie za nią, dla dobra Arri, bo może jej się coś stać. Ostatnia scenka z tajemniczą różowowłosą i Jamsem ♥ Taka tajemnicza, urocza i delikatna ( mówię tu o scenie jak i o dziewczynie ) Super. Fajnie zbudowałaś cały rozdział. Optymistyczne fragment na początek i koniec, a smutne w środek.
      Z niecierpliwością czekam na następny rozdział
      Pozdrawiam i życzę duo weny! ;*

      Usuń
    2. Ach tam, chwilka nie u wszystkich mierzy tyle samo :D najważniejsze, że w ogóle napisałaś.
      No niestety w pisaniu jakiejś ciekawej akcji jestem raczej hmmm.... kiepska (? to chyba nie odpowiednie słowo).
      Oj, co do Arri mam już pewien plan i jeśli nic się nie zmieni to będzie miała laska niewesoło, lekko mówiąc.
      Tylko pytanie się nasuwa, co tu począć z biednym Alem? Zakatrupić go, raz a porządnie? W sumie to byłoby miłosierdzie wobec niego, niech się już chłopak nie męczy. No ale tak nie można, niech się jeszcze potrudzi, bo życie nie jest proste(!)
      Tak wiem, jestem okrutna XD
      Mam nadzieję, że uda mi się, coś pisnąć do końca tygodnia, ale potem jeszcze trzeba przeredagować, a na to idzie najwięcej minutek. (pisanie an lekcjach tak bardzo)
      Dobra, rozpisałam się XD
      Pozdrawiam również :*

      Usuń
  2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  3. Cześć
    A więc jednak udało mi się dzisiaj przeczytać ( pokonałam swoje lenistwo yeah). Powiem tak: jestem oczarowana tym blogiem ( może przez to, że jest taki inny, sama nie wiem). Szczególnie spodobała mi się postać tej różowowłosej dziewczyny i Jamesa. Ta dziewczyna jest taka tajemnicza, skryta, a jednak dużo warta skoro sam James musi o nią ubiegać. A sam James jest zupełnie taki sam jak jego dziadek. Różowowłosa jest dla niego jak Lily dla Jamesa przynajmniej mi się tak wydaje ( Jily forever ♥ ). Bardzo spodobał mi się moment ,, duszącego śmiechu" ( tez tak mam, a jak próbuje wyjaśnić dlaczego się śmieje to jeszcze bardziej się śmieję- typowa ja). W ogóle to rozumiem Albusa, chyba każdy choć raz znalazł się w niekomfortowej sytuacji i nie chciał o niej rozmawiać lub nie chciał być nie szczerze pocieszany.
    Mam nadzieje, ze za niedługo wrzucasz kolejny rozdział, bo rewelacyjnie się to czyta. Pozdrawiam i życzę weny ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miło słyszeć (czytać), że Ci się podoba. James właśnie taki miał być, jak szalony miks Jamesa i Syriusza, ale byłam pewna, że to mi po prostu nie wyszło i stał się typowym lalusiem.
      Oj zdziwicie się, gdy rozwiąże się tajemnica Różowowłosej (dlaczegóż Word mi to ciągle podkreśla?!?!?!)
      Postaram się coś napisać w granicach ten lub kolejny tydzień, ale z moją weną nigdy nic nie wiadomo.

      Usuń
  4. Uwielbiam jak piszesz, brakuje mi tylko tutaj trochę jakby powiedzieć "mroku"? Tajemniczość jest i to mi się podoba, ale może jest to wynik czytania za dużo powieści gotyckich nie wiem... Jest 1 w nocy więc wybacz jeśli ten komentarz jest nieskładny 👌 Moim ulubionym fragmentem jest scena Rose i Arri 😎 Czekam na następny rozdział 💞
    PS.W końcu udalo mi się tu dotrzeć 💞

    OdpowiedzUsuń