Druga niespodzianka czeka na was pod tym rozdziałem :)
Tylko proszę przeczytajcie rozdział, a potem zobaczcie niespodziankę.
Tylko proszę przeczytajcie rozdział, a potem zobaczcie niespodziankę.
Zostaw po sobie ślad ...
***
Oślepiło go jasne światło. Zmrużył
oczy. Był w swoim dormitorium. Lampy świeciły zielonkawym światłem. Na łóżku obok niego siedziała Rose. Miała
podbite oko. Uśmiechnęła się promiennie, gdy zobaczyła, że Al nie śpi.
Chłopak podniósł się gwałtownie na łokciach.
- Kto ci to zrobił?!- zapytał
wojowniczo, zachrypniętym głosem.
Dziewczyna mimowolnie dotknęła
wielkiego siniaka.
- To nic takiego – mruknęła – To
niechcący – dodała szybko, widząc zaniepokojone oczy Albusa. – Dostałam
wieczorem na treningu. Zaraz pójdę do pani Pomfrey po twoje lekarstwo, ona
zajmie się siniakiem – wytłumaczyła, wstając z łóżka.
- Która godzina?- zapytał z przerażeniem.
- Koło siódmej, a co? – zdziwiła się
Rose.
- Arri! – wrzasnął chłopak, wyskakując
z łóżka.
Zachwiał się na nogach.
- Wracaj do łóżka! – krzyknęła na
niego Rose.
Chłopak jej nie słuchał. Wziął swoje
ubrania i pobiegł do łazienki. Wziął szybki prysznic i się przebrał. Ułożył, a raczej jeszcze bardziej rozczochrał
włosy. Umył zęby. Cały czas kręciło mu się w głowie, ale nie przejmował się
tym, tak samo jak uporczywym pukaniem do drzwi.
- Al nigdzie nie idziesz! - wrzeszczała Rose.- Masz odpoczywać! –
krzyczała wściekła na kuzyna.
- Muszę spotkać się z Arrisoną!-
odkrzyknął jej Albus.
- Idę do skrzydła szpitalnego. Wracam
za 5 minut! Masz tu zostać! Bo inaczej
użyję na tobie levikorpus i będziesz
dyndał pod sufitem! – powiedziała dziewczyna, trzaskając drzwiami.
Po kilku minutach Albus wyszedł z
łazienki. Pokój był pusty. Chłopak westchnął i wyszedł do salonu. Tylko kilka
osób siedziało na fotelach przy kominku. Nie było tam Arrisony.
Albus poczuł się zawiedziony. Miał
nadzieję, że dziewczyna będzie na niego czekać, ale w końcu nie mogła całej
nocy siedzieć w pokoju wspólnym.
Chciał z nią porozmawiać, ale bał się
popełnić błędu. Wystarczyło, że powie jedno nieodpowiednie słowo i może
wszystko zaprzepaścić.
Przypomniał sobie, że musi iść na
wierzę astronomiczną. Teraz na korytarzach nie powinno być tłumów – pomyślał
wychodząc z pokoju wspólnego.
Miał rację. Przemierzając ciemne
korytarze lochów nie spotkał nikogo. Dopiero w Sali wejściowej dostrzegł kilka
dziewczyn z Huffelpuffu. Przeszły koło niego chichocząc. Gdy zniknęły w
Wielkiej Sali, puścił się biegiem. Dotarł do krętych schodów prowadzących na
wieżę astronomiczną. Wspiął się zdyszany na samą górę. Podniósł klapę w
podłodze i zajrzał na podest. Ktoś stał przy balustradzie. Długie, kasztanowe
włosy sięgały jej prawie do pasa.
Odwróciła się powoli, zaalarmowana
hałasem.
Al o mało, co nie spadł ze schodów.
- Arri??!!- wykrztusił.
Wszedł na podest. Bał się jednak zbliżyć
do dziewczyny, by nie okazała się figlem płatanym mu przez chorą wyobraźnię.
Arrisona nic nie mówiła, patrzyła na
niego smutnymi oczami w kolorze wzburzonej wody. W jej dłoni lśnił kawałek metalu.
Al wykonał jeden chwiejny krok w jej
stronę, ale ona stała w miejscu. Wyciągnęła do niego rękę. Wewnętrzną stroną
nadgarstka do góry.
Małe, krwawiące serduszko z wpisaną po
środku literą „A”.
Albus przygryzł wargę. W mgnieniu oka
znalazł się przy niej. Wziął ją w ramiona. Arrisona wtuliła się w jego pierś.
Stali tak kilka minut, a może całą wieczność. Ona płakała. On głaskał ją po
włosach.
- Albus…- szepnęła w jego bluzę.
Chłopak nie mógł wydobyć z siebie
głosu. Cały czas nie wierzył, że dziewczyna jest prawdziwa, bał się, że w
każdej chwili może zniknąć niczym zjawa.
Arri spojrzała w zielone oczy Pottera.
Nie wiedział, kiedy ich usta się spotkały. Pocałunek był delikatny, niepewny.
Ich usta tak stęsknione siebie, na nowo się poznawały. Ich łzy mieszały się ze
sobą.
Pocałunek stawał się coraz
namiętniejszy. Ich serca znalazły wspólny rytm. Al po raz pierwszy od długiego czasu poczuł się
naprawdę bezpieczny, w objęciach ukochanej dziewczyny.
Odsunęli się od siebie zaledwie na
cal. Obydwoje oddychali szybko. Na ich zarumienionych policzkach lśniły łzy.
- Arri, przepraszam… - powiedział
Albus.
- Przestań – powiedziała odwracając
wzrok. - Nie… to ja powinnam przeprosić…-
wyplątała się z jego uścisku i podeszłą do barierki. – Al… powinnam ci uwierzyć…,
gdy próbowałeś mi to wszystko wyjaśnić… powinnam… ja słyszałam, co się z tobą
dzieje, ale… ale … bałam się przyjść… bałam się porozmawiać… bałam się zrobić
coś…
Urwała, bo Albus znów ją pocałował. Po
chwili odsunął się i spojrzał jej prosto w oczy.
- Arrisono Howgan, kocham cię –
powiedział i pocałował ją jak nigdy wcześniej.
Siedzieli oparci plecami o barierkę.
Mieli zarumienione policzki.
- Al, co masz na ręce? – zapytała
Arri, bawiąc się bandanką na nadgarstku chłopaka.
- Nic… - odparł szybko.
Dziewczyna zmarszczyła brwi.
- Albus, ja ci pokazałam! – powiedziała
ostro.
Chłopak westchnął i rozwiązał
bandankę.
Zauważył, jak oczy Arri rozszerzyły
się na widok wielu blizn. Przygryzła wargę. Chłopak podciągnął rękaw
bluzy. Dziewczyna gwałtownie wciągnęła
powietrze.
Delikatnie dotknęła prawie zagojonej
blizny ze swoim imieniem.
- Al…, dlaczego?- zdołała wykrztusić.
- Pomagało – mruknął, przytulając
dziewczynę.
Arri usiadła na jego kolanach. Zaczęła
kręcić na palcu kosmyk jego włosów.
- Ale nie będziesz już tego robić? –
zapytała, spoglądając mu w oczy.
- Nie, teraz mam ciebie – odparł i
uśmiechnął się do niej.
Wstał z Arri w ramionach. Zaczął
tańczyć w rytmie walca. Dziewczyna się śmiała, ale po jej policzkach spływały
łzy. Albus starł je delikatnie czubkami palców.
Zakręcił ją wokół własnej osi. Arri
zamknęła oczy i szeroko się uśmiechnęła.
Nagle Albus upadł. Arri zatrzymała się
w pół obrotu. Uklękła z przerażeniem przy chłopaku.
- Al? – potrząsnęła go za ramię. – Albus?!
– Gos jej drżał.
Chłopak oddychał wolno i nierówno.
Arri myślała gorączkowo, co zrobić.
Mogła tu siedzieć i krzyczeć najgłośniej jak umiała. I modlić się, żeby ktoś ją
usłyszał. Niestety tutaj rzadko ktoś zaglądał.
Mogła też pobiec po pomoc, ale
musiałaby zostawić tu Albusa.
Odetchnęła głęboko. Wstała i
skierowała się do klapy w podłodze.
Otwarła ją. Dostrzegła rudą czuprynę.
- Rose?! – zdziwiła się.
- Arri, jest tu Albus?- zapytała, spoglądając na bladą twarz
dziewczyny.
Arri zawahała się.
- Tak… - odparła. – On, zemdlał.
Rose
westchnęła, nie wydawała się zdenerwowana.
-
Zostań tu, a ja pójdę po panią Pomfrey – powiedziała i zniknęła na schodach.
Arri
podeszłą do Albusa. Uklękła koło niego. Położyła sobie jego głowę na kolanach i
gładziła go po włosach.
***
Obudził
się z uczuciem, że coś go przygniata. Rozchylił leniwie powieki. Poczuł na
twarzy łaskotanie. Czyjeś długie, ciemne włosy opadały mu na oczy.
-
Margaret, rusz się – mruknął jej do ucha.
Dziewczyna
ziewnęła. Wstała z łóżka, zataczając się na nogach. Miała na sobie jedynie
t-shirt Jamesa.
Chłopak
westchnął i przewrócił się na drugi bok. Głowa strasznie go bolała i nie był
pewien co zaszło między nim a Margaret. Ta dziewczyna w ogóle go nie pociągała.
Był pewny, że wczoraj wypił trochę za dużo i to wszystko przez to.
-
Idź już – mruknął do dziewczyny, która odsłoniła grube zasłony na oknach.
- James – odpowiedziała sztucznym,
słodkim głosem, przeciągając samogłoski. – Nie udawaj, że ci się nie podobam.
Po tej cudownej nocy. – Zatrzepotała,
przedłużanymi rzęsami.
Margaret, byłą niezbyt ładną szatynką
z piątego roku. Miała duże oczy koloru zgniłej zieleni. Jej wzrok zawsze
wyrażał równe znudzenie. Lekko uchylone usta nie dodawały jej uroku.
James
nie miał pojęcia, dlaczego znalazł się w łóżku akurat z nią, a nie z jedną z pięknych blondynek, które zawsze go
otaczały, a których imion nawet nie
starał się zapamiętać.
Rozległo
się pukanie do drzwi. Chłopak spojrzał w tamtą stronę.
-
Lilka, jeśli to ty to się odwal, nie umówię cię z McLagenem! – krzyknął i
przykrył głowę poduszką.
-
Lilly się we mnie kocha?! – dobiegł do niego zdziwiony głos Granda. – Nieważne…
masz zadanie z eliksirów?
James
zacisnął zęby i rzucił poduszką w drzwi.
-
Odwal się i tak ci nie dam odpisać! – krzyknął chłopak, podnosząc się z łóżka.
Usłyszał
jakieś mamrotanie za drzwiami i ciężkie kroki na schodach. Ten idiota myślał,
że zostaniemy kumplami, po tym jak zdzielił mnie tłuczkiem na najważniejszym
meczu w zeszłym sezonie i straciliśmy puchar – pomyślał ze złością.
Nie
miał siły iść na zajęcia. Przypomniał sobie o cukierkach ze sklepu wujka
Georga. Miał jeszcze kilka wymiotek pomarańczowych w szafce nocnej.
****
Dobrze, przeczytaliście już rozdziałek, więc oto niespodzianka:
Tutaj macie moje nieudolne próby narysowania Albusika i Arrisony...
Tutaj macie moje nieudolne próby narysowania Albusika i Arrisony...
Bardzo tragicznie??